Kolejny dzień. Deszczowy.
O bieganiu nie ma mowy - po prostu ubrania zrobiłyby się za ciężkie ;D
Rano dziesięciominutowa rozgrzewka.
Spacer krótki, nie ma o czym mówić.
Wczoraj zastanawiałam się dlaczego czuję mięśnie nóg. Nie były to zakwasy, ale mięśnie czułam. Przypomniało mi się, że przedwczoraj zrobiłam ćwiczenia na spalenie tkanki tłuszczowej, czyli skakanka plus przysiady z ciężarkami. Miały prawo boleć ;)
Dla mnie natomiast przydała by się lecytynka ;)
Dziś zwiększa się ilość powtórzeń (po 20!) w szóstce Weidera, więc kolejny filmik:
Teraz już z górki ;)
Udanego tygodnia :)
oj jak ja nie lubię deszczu.
OdpowiedzUsuńnajlepszym rozwiązaniem wtedy jest siedzieć w domu, oglądać dobre filmy, a na deszcz patrzeć przez okno.
najlepiej pod ciepłym kocykiem trzymając kubek gorącego kakao lub kawę w dłoniach :)) kiedyś lubiłam pisać listy w taką pogodę...
Usuń