niedziela, 7 października 2012

Dzień 271

Miało padać ale nie pada :)))
Niedzielne bieganie zaliczyłyśmy z Beatą :)
Mamy coraz lepszą kondycję - nie sądzisz?
Biegamy tylko raz w tygodniu (ja miałam trzytygodniową przerwę) co nie jest dużo, a mimo to kondycja rośnie. Wraz z nią satysfakcja i wewnętrzna radość, że się wyszło z domu zamiast siedzieć na kanapie ;)
Energią, która teraz we mnie siedzi mogłabym się z kimś podzielić :)
Polecam zdecydowanie!

Tak jak obiecałam dziś kolejna część artykułu 'Biegnę do siebie' z wrześniowego Twojego Stylu - zapraszam :)

'WYGRYWAM Z LENIEM'
Beata Sadowska dziennikarka


Biegam, żeby... zwolnić. Absurd? Nie. Zwolnić w codziennym pędzie i wirze zadań, obowiązków. Bieganie to walka z leniem. No bo komu chciałoby się ruszać z domu po dniu wyczerpującej pracy, awanturze z szefem, po tym, gdy właśnie wniosłam na drugie piętro wielką torbę zakupów? Poza tym na stole piętrzy się stos talerzy po wczorajszej kolacji, obok sterta nieprzeczytanych gazet. Z przyjaciółką nie widziałam się od miesiąca, przyjemnie byłoby pogadać przy winie.
Można mnożyć wymówki.
Czasami strasznie nie chce mi się biegać. I robię wszystko, żeby opóźnić moment wyjścia na trening. Może wypiję jeszcze kawę?Odpowiem na jeden mail. Przecież mam prawo odpocząć, posiedzieć, poleżeć. No pewnie, że mam! Ale kiedy już zawiążę sznurówki sportowych butów, wiem, że wygrałam z samą sobą. Potem jest coraz lepiej: krok za krokiem i megafrajda na mecie. Poczucie, że zrobiłam coś tylko dla siebie.
Moje bieganie to zdrowy egoizm. Coś, czego nikt mi nie zabierze. Godzina z własnymi myślami. Myślę, że dzięki niemu jestem po prostu lepszym człowiekiem. Spokojniejszym, bardziej świadomym, pracującym nad sobą. Biegam, żeby - patrząc na innych biegaczy - z dumą pomyśleć "jestem jedną z nich". Innym kibicuję aż do zdarcia gardła, bo wiem, jak bardzo doping jest potrzebny.
Do biegania namówił mnie mój narzeczony... nie namawiając. Po prostu wracał do domu za swoich treningów. Zmęczony fizycznie, zdyszany, ale ze spokojną głową i uśmiechem na twarzy. "Może ja też zacznę?", zaproponowałam nieśmiało. "Eee tam...", usłyszałam w odpowiedzi. Eee tam?! No i zaczęłam. Od jednego kółka w parku, którego nie zapomnę do końca życia. Oddech się rwał, płuca chciały wyskoczyć z piersi, a twarz spuchła i zmieniła kolor na ciemnoburaczkowy. Potem już było tylko lepiej.


Beata Sadowska lubi długi dystans. Dobiegła do mety dziesięciu maratonów, w tym najbardziej prestiżowych: w Nowym Yorku, Tokio, Paryżu i Amsterdamie.

Zerknijcie sobie TUTAJ i przeczytajcie wywiad z Beatą Sadowską po maratonie w Tokio.

I żebyście mnie nie zrozumieli źle - nie namawiam nikogo do maratonów ;) Chcę tylko powiedzieć, że bieganie daje naprawdę dużo satysfakcji :)
Spróbujcie żeby przekonać się na własnej skórze.
Pamiętajcie tylko o jednej ważnej rzeczy - butach. To naprawdę ważne żeby były przeznaczone do biegania, w innym wypadku możecie (ale nie musicie) nabawić się kontuzji kolan lub kostek :/

Udanego tygodnia :)

Ps. Po wczorajszym bieganiu czuję mięśnie ud i mięśnie brzucha - moja 'trenerka marszobiegowa' skutecznie zaszczepiła mi nawyk napinania mięśni brzucha w trakcie biegu ;)

2 komentarze:

  1. Czytam o Twoim bieganiu i mam ogromne wyrzuty sumienia,że zaległam i nic...
    Artykuł bardzo ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też mam wyrzuty i dlatego cały czas staram się coś robić - w końcu to dla nikogo innego jak tylko dla siebie :)
      pozdrawiam ciepło :)

      Usuń

Czekam na Wasze komentarze - każdy będzie dla mnie motywacją
Podpisywanie się pod komentarzem ułatwi mi odpisywanie Wam :)
Dziękuję:)


Waiting for your comments - all of them will be motivation for me
Thank you:)