Powtórka z wczoraj z tym, że już nie biegliśmy do lasu ;)
Mój mąż tak mnie dziś przeciągnął, że dobiegłam do domu czerwona jak buraczek ćwikłowy ;) Na trasie, na której robiłam około czterech marszy, zrobiliśmy trzy ale tak krótkie, że ledwo miałam szansę wyrównać oddech ;) Postraszył mnie, że jutro będzie jeden marsz, hm... cienko to widzę ;) ale zobaczymy.
Wstaliśmy oczywiście o 5:30. Szklanka wody i: do biegu - gotowi - start :)
Około dziewiątej poszliśmy na kilka godzinek nad jezioro i znów miałam przyjemność! popływać :)))
Dni mamy teraz baaaaaardzo długie ;)
O godzinie trzynastej wydawało mi się, że jest siedemnasta ;)
Miłego czwartku :D
Ale macie fajnie!!
OdpowiedzUsuńMąż najlepszym trenerem :)
to prawda :) nie raz podpowiada mi jak ćwiczyć itd. :)
Usuńmąż staje się Twoim osobisty trenerem :)
OdpowiedzUsuńnie może jutro blado wypaść ;)
dałam radę :) dobrze mieć takiego trenera w domu :) dobrze biegać z kimś - chęci się podwajają :)
UsuńZazdroszczę, że masz z kim biegać i taką motywację obok ;)
OdpowiedzUsuńmoże znajdziesz kogoś - jest wiele osób, które chciałyby zacząć coś robić, ale brak im właśnie motywacji lub towarzystwa :)
Usuńpozdrawiam serdecznie :)
Podziwiam to poranne wstawanie!!:) Ale przy takich upalach to bardzo dogodna pora dnia na sport.
OdpowiedzUsuńWracam do cwiczen od wtorku, juz sie nie moge doczekac:)
Pozdrawiam cieplo:)
to prawda, rano jest czym oddychać ;) do wczesnego wstawania można się przyzwyczaić :)
Usuńna upały po półrocznej porze deszczowej nie narzekam - nie są nam straszne po ponad półrocznej 'porze deszczowej' :)
wracasz do ćwiczen czyli rozumiem, że już wszystko lub większość poukładana :)
również pozdrawiam (w końcu) słonecznie :)))